
Kamienna twarz Marsa?
Blisko pół wieku temu, w sierpniu 1975 roku, NASA wysłała w kosmos sondę Viking 1, która miała zbadać Marsa. Wyposażona w sejsmometr, dwie kamery panoramiczne i sprzęt do wykrywania związków organicznych, sonda wylądowała na Czerwonej Planecie w 1976 roku, gotowa szukać śladów życia. Jej misją było analizowanie marsjańskiej gleby w nadziei na odkrycie bakterii lub śladów aktywności organicznej, takich jak metan czy radioaktywny dwutlenek węgla.
Jeden z eksperymentów, zwany „Labeled Release”, przyniósł zaskakujący wynik pozytywny, sugerując możliwość istnienia życia. Euforia była jednak krótkotrwała – kolejne badania nie potwierdziły tych rezultatów, pozostawiając naukowców z podzielonymi opiniami. Dla entuzjastów UFO to jednak nie wyniki eksperymentów stały się sensacją, a coś zupełnie innego.
Wśród danych przesłanych przez Viking 1 znalazły się fotografie Marsa. Przelatując nad regionem Cydonia Planitia, sonda uchwyciła niezwykłą formację skalną. Gdy zdjęcie trafiło do prasy w 1976 roku, wywołało burzę. Dla wielu było to niezbity dowód na istnienie obcej cywilizacji. Dlaczego? Skała wyglądała jak ludzka twarz – z wyraźną linią włosów, oczami, nosem i ustami, jakby wyrzeźbiona w marsjańskim krajobrazie. Tak narodziła się legenda Marsjańskiej Twarzy.
Dlaczego widzimy twarz na Marsie?
Z czasem obraz Marsjańskiej Twarzy, która wydawała się wyrzeźbiona w skałach Czerwonej Planety, stawał się coraz mniej wyraźny. Kolejne misje NASA dostarczały zdjęcia lepszej jakości, robione w korzystniejszych warunkach. Paradoksalnie, im ostrzejsze stawały się fotografie, tym bardziej tajemnicza formacja w regionie Cydonia Planitia traciła swój humanoidalny kształt, zmieniając się w zwykłą skałę. To, co wydawało się dziełem obcej cywilizacji, okazało się iluzją – świadectwem nie kosmicznej kultury, lecz fascynujących mechanizmów ludzkiego umysłu.

Naukowcy nazywają to zjawisko pareidolią, czyli skłonnością do dostrzegania znajomych wzorców, takich jak twarze, w przypadkowych kształtach. Nasz mózg, ukształtowany przez ewolucję, jest zaprogramowany, by wyłapywać ludzkie oblicza czy znane formy, czasem nawet zbyt gorliwie – jak w przypadku Marsjańskiej Twarzy. Jakub Skałbania i Miłosz Gołyszny w artykule o religijnym postrzeganiu świata opisują pareidolię jako rodzaj apofenii, czyli tendencję do szukania znaczeń w chaotycznych bodźcach. Każdy zna przykłady: twarze w chmurach, zwierzęta w plamach na ścianie czy święte postaci w jedzeniu albo mgławicach.
Badania Susan G. Wardle z Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego w USA pokazują, że nasz mózg reaguje na „fałszywe twarze” niemal tak samo jak na prawdziwe, wykrywając je z niezwykłą czułością. Już w ułamkach sekundy potrafi jednak skorygować ten błąd poznawczy – jak piszą naukowcy w artykule Rapid and Dynamic Processing of Face Pareidolia in the Human Brain. Pareidolia to nie tylko ludzka cecha. Zwierzęta, od pszczół po makaki królewskie, także wykazują podobne zdolności. W eksperymencie Jessiki Taubert makakom pokazano zdjęcia, m.in. pralki z „twarzą” i bez. Małpy dłużej przyglądały się obiektom z iluzorycznymi obliczami, skupiając wzrok na „oczach” czy „ustach”, dokładnie jak ludzie.
Przykłady pareidolii są wszędzie: Giewont jako śpiący rycerz, emotikony z kropek i kresek, religijne postaci w sękach drzew czy kroki w skrzypieniu podłogi. To zjawisko nie tylko ujawnia, jak nasz umysł nadaje sens chaosowi, ale też rodzi pytania o naturę postrzegania. Jak zauważa Taubert w Face Pareidolia in the Rhesus Monkey, kluczowe jest pytanie: co sprawia, że dany wzór widzimy jako „twarz”? Może zamiast szukać ludzkich podobizn w marsjańskich skałach, powinniśmy dostrzegać więcej człowieczeństwa – a nie tylko instynktu – w spojrzeniach zwierząt.