.jpg)
Nowy początek - kolonizacja Marsa. Część 3.
Rozdział 1. Surowce
— To nie pierwszy raz — odparł Scotty. — Statystycznie rzecz biorąc, moje analizy pokrywają się z waszymi obserwacjami w ponad osiemdziesięciu trzech procentach.
Danny parsknął śmiechem. — No i jak tu cię nie lubić, blaszaku.
— Skoro już jesteśmy przy wzroście populacji… — Haruto uśmiechnął się lekko. — Musimy pogratulować Mei i Rafałowi. Wczoraj urodziły się ich bliźniaki. Pierwsze dzieci na Marsie, i to od razu podwójne.
— No proszę! — Foster uśmiechnął się szeroko. — Historia pisze się na naszych oczach. Myślicie, że kiedy dorosną, będą uważać Marsa za swój prawdziwy dom?
— A co innego? — Danny wzruszył ramionami. — Dla nich Ziemia będzie jak dla nas jakieś Atlantydy czy inne mityczne krainy. Nie znają innego nieba niż to czerwone nad ich głowami.
Tvorkov pokiwał głową, po czym znów spojrzał na dane przed sobą. — To wielkie wydarzenie, ale dzieci to też większa odpowiedzialność. Więcej zużywanej wody, żywności, powietrza… Nie możemy sobie pozwolić na stagnację. Musimy działać.
— Czyli czas zacząć kopać? — Foster wskazał na mapę, na której oznaczone były potencjalne miejsca wydobycia minerałów.
— Czas zacząć myśleć jak prawdziwi osadnicy — poprawił go Tvorkov. — Mars to nasz dom, ale wciąż go poznajemy. Jeśli chcemy tu zostać, musimy się nauczyć, jak przetrwać bez pomocy z Ziemi.

Zapanowała chwila milczenia. Nawet Danny wyglądał na poważnego. Wszyscy wiedzieli, że mieli rację – ich kolonia właśnie wkraczała w nową erę. I nikt nie mógł przewidzieć, co przyniesie przyszłość.
Aya weszła do centrum dowodzenia z energicznym krokiem. Wciąż miała na twarzy ten specyficzny błysk ekscytacji, który oznaczał jedno – miała pomysł. Duży pomysł.
– Hej, chłopaki – zaczęła, rozglądając się po zebranych. – Mam propozycję, która połączy naszą walkę z niedoborami surowców… z kolejną wielką przygodą.
Danny odchylił się w fotelu i skrzyżował ramiona. – Brzmi, jakbyś chciała nas gdzieś wysłać.
– Dokładnie! – Aya uśmiechnęła się szeroko. – Do Cydonii.
W centrum zapadła cisza. Foster uniósł brew, Tvorkov westchnął cicho, a Scotty przekrzywił głowę w swoim typowym, mechanicznym geście analizowania danych.
– Cydonia Mensae? Ta od „Twarzy na Marsie”? – zapytał Haruto, opierając się na blacie stołu. – Aya, to kilkaset kilometrów stąd.
– Tak, ale to nic dla naszego transportowca. Mamy dość paliwa, żeby dolecieć i wrócić bez problemu – odparła z entuzjazmem. – Poza tym to nie tylko wycieczka krajoznawcza. Po pierwsze, od lat debatuje się, czy tam nie ma interesujących formacji geologicznych, może nawet śladów dawnej wody. Jeśli znajdziemy tam pokłady lodu, mogłoby to rozwiązać część naszego problemu z wodą.
Tvorkov spojrzał na nią uważnie. – A po drugie?
– Po drugie – kontynuowała – potrzebujemy surowców. W Cydonii są różne formacje skalne, niektóre mogą zawierać metale rzadkie. Krzem do paneli słonecznych, metale do druku nowych komponentów… Możemy to sprawdzić na miejscu.
– No i nie oszukujmy się – dodał Danny z uśmiechem. – Wszyscy chcemy zobaczyć tę słynną „twarz” na własne oczy.
– Nonsens – stwierdził Scotty, prostując się. – To zwykła formacja skalna, zniekształcona przez cienie i niską rozdzielczość dawnych zdjęć satelitarnych.
– No to będzie okazja, żeby to potwierdzić – Aya puściła mu oczko.
Tvorkov przez chwilę rozważał sytuację. Wyprawa do Cydonii nie była planowana, ale argumenty Ayi miały sens. Ostatecznie, jeśli mogli przy okazji zdobyć nowe surowce, mogło to być warte ryzyka.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Przygotujcie plan misji. Jeśli uznam, że warto, polecimy.
Aya uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że to oznacza jedno – zaczynała się kolejna wielka wyprawa.
Rozdział 1. Surowce
Centrum dowodzenia kolonii
W centrum dowodzenia panował półmrok, rozświetlany jedynie ekranami konsol i miękkim blaskiem świateł LED. Tvorkov siedział na skraju stołu, przeglądając najnowsze raporty dotyczące stanu kolonii. Foster i Haruto Takahashi pochylali się nad holograficzną mapą przedstawiającą rozłożenie surowców, a Danny nonszalancko oparł się o jedno z biurek, kręcąc w palcach mały śrubokręt. Scotty stał obok nich, wyprostowany jak zawsze, cierpliwie czekając na możliwość wniesienia swoich uwag.
— Mamy problem — zaczął Tvorkov, zerkając na zgromadzonych. — Zapasów wody starczy nam może na pół roku, jeśli nie zmienimy strategii recyklingu. A energia… cóż, jeśli chcemy rozwijać kolonię, potrzebujemy więcej paneli słonecznych lub alternatywnego źródła.
— A pierwiastki? — zapytał Takahashi, wskazując na hologram.
Bez odpowiednich metali i minerałów nie zbudujemy nowych maszyn ani nie podtrzymamy systemów podtrzymywania życia.
— Mamy trochę zapasów z Orła, ale to kropla w morzu. Jeśli nie znajdziemy nowych złóż… — Foster pokręcił głową. — Może być krucho.